pod czujnym okiem p. Anny Baranowicz . Nie było łatwo ! Oj , nie było !!! Czółenko nie chciało mnie słuchać i długo nie mogłam z nim nawiązać współpracy a pani Ania jednym ruchem nożyczek odcięła mi to , co zrobiłam od tego , co nie chciało przesuwać się po nitce . Ponowienie próby zawsze kończyło się tak samo . Zrezygnowana rzuciłam czółenko w kąt i zapomniałam o frywolitce . Gdzieś po roku buszując w sieci natknęłam się na blog a tam co ? Nic innego jak frywolitka tyle , że na igle . Zakupiłam stosowną igiełkę i do dzieła ! Pooooooooooooooszło !!! Nauczyłam się sama , samiuteńka przy pomocy internetowego kursiku . Wysupłałam słupki , pikotki a z nich łuczki i kółeczka . Uradowana jak nie wiem co pomyślałam: z poznanych elementów zrobię kwiatuszki które wykorzystam do karteczek bądź kolczyków. Nigdy mi się to nie udało - nie potrafiłam dołączyć ostatniego płatka kwiatka . Czy wiecie co stało się później ? ... Otóż tak ,jak poprzednio - igła powędrowała do kąta a ja przeprosiłam szydełko i wróciłam do robótek szydełkowych . Całkowicie wyleczona (tak mi się wydawało ) przypadkowo znalazłam czółenko , nawinęłam nić i ... Jakież było moje zdziwienie : słupki potrafię , pikotki też , kółeczko się zamknęło , wszystko ładnie się przesuwa , nic nie trzeba odcinać ... Ach !!! Może by tak zrobić kwiatuszek ? Ale jak dołączyć ostatni płatek ? Co mi tam , spróbuję . Huuuura ! Udało się ! Jak to wygląda dziś ? Szydełko powędrowało do kąta a ja śmigam (????????) czółenkiem .Oto moje poczynania :
Widać ewolucję , prawda ?
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję ,że daliście radę przebrnąć przez duuuuużą liczbę fotek